Siedzę tu sama, jak zawsze z resztą, nie ma nikogo, absolutnie nikogo mi znajomego obok mnie. Fakt, przechodzą przez korytarz ludzie, ale są mi całkowicie obcy. Przecież w tłumie można czuć się tak jakbyśmy byli wyizolowani. Dopiero teraz zauważam się sporo osób się kręci, chyba musi być już przerwa, boże już nawet dźwięk dzwonka do mnie nie dociera.
Czekam, czekam i czekam. Jestem w tym naprawdę dobra, potrafię bezczynnie siedzieć i czekać na coś co się nawet może nie zdarzy. Czy robię dobrze? Nawet na tak absurdalne pytanie nie mogę, nie potrafię sobie odpowiedzieć.
Sprzątaczka kręci się koło mnie z podejrzaną miną, ja przecież tylko siedzę i piszę. Na dodatek na kartce a nie na ławce jak pewnie sądzi. Macham jej z daleka kawałkiem papieru. To był błąd. Podchodzi do mnie i zadaje pytania, ja natomiast kiwam głową nie zważając na jego treść z nadzieją, że szybko odejdzie. Jestem prawie pewna, że nie ma łatwo, musi się zmagać z tym całym syfem zostawionym przez młodzież. Widzę, że jest spragniona kontaktu z innym człowiekiem, zwykła rozmowa, kilka prostych zdań. Niestety trafiła na niewłaściwą osobę i nieodpowiedni dzień. Po paru minutach odchodzi.
- „Nareszcie”- rozmyślam z ulgą i wyciągam słuchawki, muszę się odciąć od tego świata. Przymykam powieki, leci jeden z moich ulubionych kawałków. Mocne uderzenia perkusji wręcz rozsadzają mi głowę. Czuję rytmiczne stukanie mojej nogi o podłogę. Po chwili dochodzi delikatne mruczenie gitary, staje się coraz mocniejsze aż w końcu zamienia się w melodyjny pisk.
Staram się słuchać tej piosenki jak najrzadziej. Po pierwszych dziesięciu sekundach zaczyna się dziać istny chaos w mojej głowie, myśli wariują. Powracają do mnie te wszystkie nie zawsze dobre wspomnienia. Już za późno. Nie oderwę się teraz, nie mam już powrotu…
