poniedziałek, 22 października 2012
lo
dziś chemia osiągneła chyba swe apogeum! jednak dzięki jakiemuś niewyobrażalnemu szczęsciu i łasce Boga miałam tą samą grupę co Vamos <3 hmmm.. karma wraca mówię Wam. tak więc pół fartem pół serio zrobiłam coś więcej niż tylko podpisanie się i bezsensowne strzelanie w abcd, być może moje wypociny będą warte więcej niż 1, oh God!
za to na WOSie to kartka i długopis płoneły, znając życie moje własne prywatne definicje będą się nijak odnosiły do formalnie przyjętych i 4 strony pofruną w stronę kosza na śmieci, nie nie nie jestemśmy dobrej myśli ;) zgodnie dziś też stwierdziliśmy, że Mickiewicz musiał coś brać! no nie ma innej opcji. dziady są czarną magią, chociaż ją bym pewnie szybciej przyswoiła niż egozrcyzmy w czystej formie wymieszane z wywyższanie się od Stwórcy, dobry towar musieli mieć...
sumując dzień ciężki i mózg wysiada w postaci papki.. humoru nie poprawia mi pogoda rodem ze scenerii starego horroru, brakuje tylko wicia wilków, chodź głowy już gdzieś tam w Polsce ucieli. na dokładkę wycieczka odwołana więc ze snu nici <3
moje ulubione naleśniki mamusi, cieplutki Lipton i jakaś nuta powinny załągodzić sprawę na kilka godzin
a od jutro ponownie życiowa kolejka górska, love it!
jeszcze tylko 1,5 roku i jak dobrze pójdzie to uciekam z tego zakłamanego miasta. co się tu dzieje(?)!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz